Dr Speed - Z tamtej strony jeziora (Lipka) by Dr. Speed published on 2018-10-19T16:29:24Z. Appears in playlists łubudubu by Krysia Czubówna published on 2018-09-24T10:41:20Z wigggza by holisticlife published on 2018-10-29T08:06:16Z. Users who like Dr Speed - Z tamtej strony jeziora (Lipka) Users who reposted Dr Speed - Z tamtej strony jeziora
józef czechowicz ballada z tamtej strony warszawa 1932 wydawnictwo droga okładkę projektowałakrystyna dębicka[1] panu wilamowi horzycy pieśń wieczorze seledynowy łuku pachnący o wieczorze jaskółek turkusy chryzolity rubiny beryle wśród wizyj dawno już czułem ślubny śpiew nocy zamknięty w wielkie motyle o pachnący wieczorze podaj dłoń sypie się zmięte powietrze popiołem do kin przez zapasowe drzwi wbiegają konie i włosy równo ucięte nad czołem a ot i różowy dom i deszcz drobny idzie między buki seledynowym łukiem skręcają się jak muskuł elipsy ciemności półzmroku wąska jest brama w chłodnej kośbie zapachów schody i rząd świeczników wiodą cię na zachód czy ty czy inny w sennych gwiazd otoku ucz się seledynowemi okrętami kłamać o wieczorze o sierpniowe święto do kolan dziewczętom sięgające grą jak morze jak morze więzienie maleją źrenice dnia przysłonięte rzęsami choin od myśli do myśli od pnia do pnia pociemku chodzić się boisz przed chatą dotykając chust kwiatem podstrzesza kobieta w słonecznikach bieliznę rozwiesza kipi rąk oceanem betonowy stadjon gdy gibki bicz biegnących u mety się zagiął na przestrzeni z szafirów i oliwnej wodzie statek pod dymem dąży ku białej pogodzie wszystko wszystko jest na ziemi w szpitalu zmięte łóżka płonąca pokrzywa w ślad zębatej gorączki topią się leniwo nad wiotszą niż łodygi kolumną obliczeń astrofizyk natchnione unosi oblicze bijąc młotem w żelazo na niebios otchłani murarz przy chmur drapaczu świeci jak archanioł wszystko wszystko jest na ziemi tak wiele wszystko tak mało melancholja rosły sztywne łodygi anten dźwięczący na dachach wykres w godzinach wyniosłych burzą układał się dzień ten i tamten i cóż pomogły tu obrazy nikłe chęć najdłuższego snu ach tak serce serdeczne stuka ach tak serce czerwone jak kwitnie lak odwieczna karuzela a jeśli nie niedziela może zaróżowi mnie jeśli tak wiem nieszczęście kipi i mgła pod wodą ciemnego dnia a przecież był złoty krzak był radością był tem pani marji maćkowskiejw pejzażu szum kasztanów niżej morski śpiew gasną o zmierzchu świece ukwieconych drzew droga w gaju wprost słońca złoci się podwójnie od szumu i wieczoru ciemnieją ustronia kołysząc się trawą bujną dziewczyny smukłe na koniach wzgórze na drożyn skrzyżowaniu tam kapliczka chłodna jak koral w półmroku krzyż tam anioł opuszczone wota rybaków zapomniana oddawna pora w rozbitym dzbanku spleśniała śmierć maków morze szumi kasztany konie kopytami złoto nad wodą mącą z jadących jedna rękę podniosła i znak daje poruszając nią w powietrzu jak wiosłem bo został u kaplicy źrebak zabłąkany zajrzał do wnętrza dotknął miękką wargą drzwi zarżał dziecinnie wysoko niewiadomo o co piłsudski śnieżne konie śnieżyca po świętym marcinie zamieć dom tratowała a dom mocny wytrwał dawny czas w zegarach szafach skrzyniach litwa litwa pryzmaty dachów tkwiły na wonnych ścian zrębie dachy strzegły i drzwi i serca okiennic ganek raźnie skrzykiwał do siebie gołębie prowadząc na ogródek ze sosnowej sieni jezioro sine wolno szło do brzegu usypiając fale jak dzieci w domu dzieci bez kołysek kołysał z pod śniegów jęczący nieustannie rok 63 inny teraz rok czoło marszczy się inaczej rusztowania maszty na 20 pięter mur czerwony ołówek to polityki karabin przekreślił pozycję starej rozpaczy organizować cyfry znaczy prowadzić szturm czyżby koniec na akcjach gumy i jedwabiu ile miljonów rocznie bluzgają nafciane wieże iloma miljardami fabryki gwiżdżą i rżą a jego nie zmierzyć on jest on nie deszcz kwiecia czeremchy siny mundur oblepił krzyżów orderów gwiazd na piersiach jezioro więc srebrno dom na litwie belweder gorzej albo lepiej może wszystko jedno sercem zagrać na mapach jak czerwienną kartą stuka pod wstęgą drgnęło zabolało stukającym będzie otwarto stukać czy nie za mało działa bagnety nike to było 10 lat przygasły wybuchy śmierć ogniste smugi grzywy westchnieniem maszyn w tęgim znoju oddychają za miastem niwy domy ceglane chaty łakną chleba pokoju belweder to także dom stary biały jak księżyc dwoje w nim oczu a tyle światła patrz nocą na tym domu widać jak ziemia cięży tam dźwiga ją na barach atlasbez nut zapada w biały papier naprzeciw słońca i wód odwieczne promienie spadają też mieczami z chmur śpiewaczki jedwabne jagnięce i wy dziewice pożogi przez wiersz przeświecają wasze ręce księżycem złowrogim zorza opada przez chmury a semafor wybucha wzwyż drzewa kwitną drzewa wichr łamie konie fal szaleją u zgliszcz chrapliwe pierwotne krzyki trzaskają nad światełkiem muzyki i wąwozami popłynęła szumu ulewa te wiersze z mitycznego kraju nie chcące śpiewać lato na wołyniu łąka huśtawka sznury pogody chrzęszczą rozwiewa się nieba kaftan w rozkołysaniach kołyszą się gałęzie pachnąc szczęściem tryumfowania od chmur dalekich do suchych skał młot słońca połysk moich stóp chwała tratuje wołyń unosimy się falisty dym to słoneczna głowa i ja opadamy jak zgaszony wybuch krąży fosforyczny rym napowietrzną rybą z rozkoszą gwiżdżę w czerwcowy czad skaczę kołuję tętnię 25 lat nagiego ciała ogień ręce ptakami w niebie wiatrem nad trawą nogi to pięknie to pięknie słuchaj gdy karminowy grzebień południa żłobi upał gdy lazurowym koniem do nas przyfruwa z gorącej przestrzeni asonans ukochanej ziemi hej pamięci zniknionego gdzie czerwona kalina styka się z niebem słodko szumiąca wiotka jest jasno u kaliny zamyślona dziewczyna jak piękna niewiele takich w życiu spotkań spojrzeć w zachwycie zasnąć morze morze morze okręt orzeł ciemność białą mętną stojącą łańcuch mocnem sprężeniem trąca w tej kopule zwróconej w dół wielkiej jak nicość łańcuch drży ogniwa idą wzwyż ostre szpony drą piach i muł dna wyrywa się z mroku żelazny masyw krzyż i prąc przez głębię gra kotwica morze morze morze między liny jak deszcz ukośne wplątał się wiatru proporzec trzepoce ostro i głośno ku zorzy morze morze morze wysp bukiety różowe granatowe w słonej burzy jak pięści się trzęsły głos daleki szybkim biegał krokiem przez obszary jasne i szerokie sztywnem jakby przerzucając się przęsłem głos daleki tulił się nam do głowy nie wiedział drżał powtarzał morze morze morze w wichrze wyspach kotwicy burzy szukał głos duży orła conrada żeglarza panu kazimierzowi miernowskiemuzdrada dziewanno grzmiały bryły chmur dziewojo szmery drzew się stroją dziewico błysnęło złote lico z ponad gór on żonę pojął w półkolu półksiężycu mulistym śniada wstęgami ciężkim dymem idzie smuga światła od sadu w noc gorącą dyszącego jak stado los się gmatwa a tymczasem woda się czesała wartkim szumem u wodopoju w siedmiu lustrach odbijał się pałac i słowa on żonę pojął wonią próchna ten dom się odziewa modlitwami szemrzący w kątach wśród okrzyków do dziewic dziewann los się zaplątał samobójstwo ostatnim towarzyszem świt na hafcie firanek uderzony wystrzałem zbliska w ognistym huku i złocie rozszerzył się nagle w czarnych wód ścianę wody spadły w cień bez nazwiska cień w olbrzymie paprocie zdołu posrebrzane spadał o sny o sny bardzo głęboko siwy tuman zmurszały twarze krążą bezwładnie oślepłe zalane strużącą się krwią każdej dłoni kwiat biały ciepły w atmosferze stojącej pływa drżąc poprzez gęstwę przepastną w milczeniu jak rzeka długiem świecąc w ciemnościach niejasno sennego lotu łukiem powoli spadł we mgłą szarawą migocący nieistniejący świat głębiej tuman zatrzepotał jastrzębiem nad wieczną nocą w zawiei form jak kamień oszalały wszechmocą runął mu na spotkanie sztorm grzmot grzmot grzmot nicość przepaści głodna żelazna błyskawico w lot w odmęt pęd pęd ciężkiemi tabunami gwiazdy tratować na szczęt miażdżyć wichrem w ryczącej burzy urastał jego gniew miotał się palił w ryk zamieniał nie mogły śpiewać dłużej sprawy człowiecze wspomnienia poranek wystrzał ziemia nawet krew stopionym lały się bronzem żywioły w gromie on poznał i wrzawą wgórę wzbijał się niby płomień otchłań krzykiem napełniał wojennym w miljona głosów zawierusze z wszechrzeczy chórem i złudzeń jesteśmy zjawiska czasy ludzie śmierci genjuszem jednym śmierci genjuszem pani halinie powiadowskiejdeszcz w concarneau nisko nad lądem chmury zwinięte w pięść dziewczyna białe wiadro zanurza w zatokę trzepocze się falami horyzontu część żagle zakryły drugą przed patrzącem okiem z poza skały wiśniowej wiatr prychał jak zwierzę obtarłem o liść ręce burza czas mi odejść gdy barka rozhuśtana gniotła w pianach wodę płótna jej się wydęły dziewczęco i świeżo niby daleka bitwa na budynku grzmiał dach to w źle przybitych blachach i krokwiach wiatr zagrał znikły kontury rzeczy zaszumiało znagła deszcz spadł niby kurtyna w eliptycznych fałdach przeczucia u czarnych okien wicher brzęk choinkowych świecideł wołam przychyl się przychyl twarzą ślepą niewidzialny trzepot szepce idę więc wówczas pokoju przestrzeń ściany zbratane z sufitem czworgiem krawędzi górą siny grzmot przekłuwa nawskroś pochłania łóżko szafę obrazy stół więc jest wielki obszar pod chmurą ciemny to dół echem zalany nawinięty na grzmotu oś chyba tak płomień szumi spalając jodłowe wieńce gdym umilkł oparłszy głowę na ręce szumiącą głowę szumiącą głowę rozszerzają się mroki granatowe na wszystko na światłość kobiet na szybkich pociągów przytupujący po polach takt fontanny biura bitwy czeluście szacht szarość armat wieczorów posągów zjawiska dawne nowe dogasają ciemnoaniołowe smugą się leje powolną ni dobra ni zła ni dziwna ni śmieszna ni straszna trwoga poprostu zimna jak prąd wichru ze szczelin u proga imieniny sobie samemu z goryczą więc jeszcze jedna mila wiatr silniejszy we włosach że godzina godzinę odchyla łagodnym uchwytem cały mój posag pod popiołem wichrze popielny czyś poto wiał by imię moje zetrzeć ze skał głowy snem owinięte głowy czarny kozioł prowadzi na makowy zagon widziałem w czeluści skrzypcowej jaskółka zawisła wagą cienie się w cieniach pławią formy poddają się rytmom światłością krwawopawią parne parowy kwitną z morza kobiety złotorogie wychodzą szukając pieszczot w jałowcach czerwony ogień krzaki w ogniu proroczym szeleszczą do jakich rozwiać się granic by nie pachniały bagnem wichru popielny taniec me imię ściera ze skał pragnę sam u dna ostrego krzyku nic się nie jawi brudna skrwawiona stopa na chodniku płot afisz drzewa szeregami bojowo chcą śpiewać ramionami nad głową ziemia w kamieniach płowych nie może się uśmiechać a gdzieś chociaż nici pajęcze na strzechach ptaki lecą pod zorzę świtem wiatrak ręce ogromne rozłożył nad żytem chociaż rola wędruje brózdami wzdłuż od horyzontu do horyzontu od zórz do zórz niema spokoju pokoju mój z zegarem przyjacielu z zacisznem objęciem ścian ty nawet wietrze stary na ulicach mnie zdradzasz gdziem sam ach nie noc jedwabi żałobnych nie burza nad pustki żywiołem nie sen słowami czerwonemi strunami czerwonemi za rozpalonem czołem ciemny tors mostu nad ciszą wszędzie czerwienie kołem płomienie wisząc w mętnym strumieniu sekund grożą powodzią wieków straszniej niż noc straszniej niż burza niż sen pontorson ósmą godzinę znaczy twardy zegara terkot dzieci w sabotach śmieją się biegną do szkoły odprowadza je sad brzoskwiniowy a pachnie cierpko jest tu i ranek jasny jak lusterko wesoły to on siekierą z bursztynu podcina drzewa nocy więc walą się ciemnemi koronami na zachód w uliczce kościół ma srebrne oczy domy na kolanach modlą się bez strachu pole w ciepłych okrzykach bo tam żółty łubin swoim nocnym kolorem się upił a jeszcze słońca połyka ramieniem pijanem otacza najmilszą zabawkę swą miasteczko płaskie jak taca stare jak zgrzyt zegara pontorson pani stanisławie z gozdeckich horzycowejpreludjum 1 o świcie wybuchły ptaki z mosiężnych ról smukła kobieta jasność przyniosła na głowie 2 dzwony nienasycone kołyski muzyczne wspominać wspominać zapominać 3 powiewie różowy jak twarz dziecka płomyku podcinający niewysoką trawę ciemnym kwiatem makowym skinę nieruchomy zapach uderzy mnie i zginę 4 jeleń stoi u źródła struga szepce ave ballada z tamtej strony o śmierci nic już nie wiem o czarne okna i powieki trzepoce motylami pachnie sośniną modrzewiem dotyka co noc snami z za cichej rzeki gdzie mgła noga za nogą wlecze się w ciemny zakąt trzyma w skrzynce niebieskawy akord skrzynki otworzyć nie mogąc życie jest snem krótkim mówi głos z prawej strony życie snem krótkim wtóruje ze smutkiem głos lewy przyciszony życie snem krótkim to trzeci nieodgadniony i wzbija się w szare niebo mgła z nieznanego oblicza a czas a ziemia dziewicza o dlaczego wzrok twój nie schodzi z przedmiotów pod oknem leżących na stole z godziny w którejżem się rodził ze skrzynki zamkniętej jak boleść z umarłych rąk czechowicza panu wacławowi gralewskiemuo matce rano tęcza na ścianie odbita z lusterka falisty brzęk zegara wydobywa na jaw maj się sadem puszystym jak chmura rozćwierkał w oknie które granicą jest izby i maja powiewają tu matki ciemne ciche ręce przebywają tęczowy refleks czy wodospad nad obrusem ciemnieją ciszej i goręcej mimo zmarszczek szept smutny niemyślaną groźbą matko zbudzony patrzę z pod rzęs trawy leżąc matko twe siwe oczy płaczą nade mną może wiatr jestem tu choć daleko na innem wybrzeżu twój ostatni kwiat tak mało wiesz o synu chodząca wśród gromnic tyle że spajam głazy rymów tyle że nie mogę zapomnieć płomienia dymu jak nikt inny jesteś pośród ludzi mówić cóż mówić drżeć z niemocy słów żebyś młoda i piękna w uśmiech mogła wrócić znów przez kresy monotonnie koń głowę unosi grzywa spływa raz po raz rytmem koła koła zioła terkocze senne półżycie drożyną leśną łąkową dołem dołem polem nad wieczorem o rżyska zawadza księżyc ciemny czerwony wołam złoty kołacz nic niema nawet snu tylko kół skrzyp mgława noc jawa rozlewna wołam kołacz złoty wołam koła dołem polem kołacz złoty erotykbłękitne pierwsze litery żałobne zaślubiny pełnia drapieżna suto cieknie srebro atmosfery na głębiny ty ich nie znasz iskry z czarnego metalu myśli od prądów osłabłe opad żalu znagła zorza zadrżała świetlistość widzę ciała świeższą od złotych jabłek stopione razem wiersze za mgłą noce nizinne szklane są jak upał i chłód ze snu schodzących potęg czy wiesz te wiersze co cichną dla ciebie erotyk srebrna duszyczko zwrotek marychno elegja niemocy stąpają posłowie nocy w ciężkich szatach z buczackich makat szafirowy żwir z pod karocy zaskakał idę z orszakiem jesiennym butwieją poetom śpiewy ciemna prycha koń we skrzydłach ogniobrewy w dolinie tej za liściem liść jak pieczęcie spadają na rude traw niebo iść dokąd iść z wierszem jak dym niepotrzebnym posługiwały mi burze widziałem dno cień mnie swym głosem urzekł apokalipsą zbudził czy to jest sprawa ludzi opowiadać komu nucę powinienbym błyskać i grzmieć tak oto snują się słowa listopadowe szemrzące sennem listowiem o czas o ręce puste nie mieć białego gromu a chmurę mieć elegja żalu ja: zielona gwiazdo z norwegji gładkim na śniegu śladem majowe u drzew noclegi opowiadaj gwiazda: ogniste święta kobiet schodziły ku wodom lekki wiatr kołysał świat nasz nucąc chodził smugą złotą blaskiem gwiazdy zasmucał dymiły karminowe pieśni leśny wieczór się prężył stojąc w gęstwie wonnych paproci ja: skądże przyszedł jak czary zwyciężył cień przedwczesny w chłodnym przelocie gwiazda: zwyciężył święta święte schodzące ku wodom bo myśl mą przeczuł żałuję umarłych młodo i mieczów ja: zakrywam się przed rozpaczą dłonią otwartą listopad mocno trzyma mnie w ramionach wiersz ten rozdarto spojrzyj już kona gwiazda: gdy umilknie śmiercią olśniony stoczy się na me ręce rosą poniosę go niemo sinawą szosą której niema to na niej gasły drzewa wiatr szepty mórz to tędy szli pomarli zbyt rychło snuje się mieczów strzaskanych metaliczny kurz i ja gwiazda północna przetoczę się cicho to tędy ty idziesz zanim jeszcze twe serce ucichło elegja uśpienia godziny gorzkie bez godów czarny druk na pożółkłych stronicach jakby ze stromych schodów spływała w mroku żywica zwija się zaułek zawiły zagubiony we własnych załomach tętnią mu rynsztoków żyły rytmami dwoma niebo sine niebo szare domy szare domy sine beznamiętnym obszarem to niebo to miasto rodzinne tylko myśli się miłość żywą w myśli na bruku się klęka naprawdę złotą niwą faluje tylko piosenka sen życie ujął osłoda sen ciężki a nieważki piękne zjawy sennie kołują w krwawych ciemnościach czaszki dni malowane zmierzchem śniąc także jak zły list potargam wtedy kwiaty na gwiazdach wierzchem rajskie ptaki obsiadają parkan rzeką świateł ścieka śnieg zbrudzony tęcz jest tyle tęcze lecą ulicą jedna niesie konew z żywicą z żywicą znów po ogniowych ogrodach znowu ciemne korony i w takt ociężałych kroków spływa po czarnych schodach żywica i miasto mroku
Miody Nidzica zaprasza na degustację online prowadzoną przez Z tamtej strony jeziora #prezentyzwarmiiimazur To nasza propozycja na piątkowy wieczór - zapoznanie się ze światem miodów pitnych w
Tekst piosenki: Z tamtej strony jeziora (z tamtej strony jeziora), stoi lipka zielona (stoi lipka zielona), a na tej lipce, lipce zieloniutkiej, trzej ptaszkowie śpiewają, a na tej lipce, lipce zieloniutkiej, trzej ptaszkowie śpiewają. Nie byli to ptaszkowie (nie byli to ptaszkowie), tylko trzej braciszkowie (tylko trzej braciszkowie) co się spierali o jedną dziewczynę, który ci ją dostanie, co się spierali o jedną dziewczynę, który ci ją dostanie. Jeden mówi tyś moja (jeden mówi tyś moja), drugi mówi jak Bóg da (drugi mówi jak Bóg da), a trzeci mówi - moja najmilejsza, czemuś jesteś tak smutna, a trzeci mówi - moja najmilejsza, czemuś jesteś tak smutna. Jakże nie mam smutną być (Jakże nie mam smutną być), za starego każą iść (za starego każą iść), czasu tak niewiele jeszcze dwie niedziele, mogę miły z tobą być, czasu tak niewiele jeszcze dwie niedziele, mogę miły z tobą być. Z tamtej strony jeziora (z tamtej strony jeziora), stoi lipka zielona (stoi lipka zielona), a na tej lipce, lipce zieloniutkiej, trzej ptaszkowie śpiewają, a na tej lipce, lipce zieloniutkiej, trzej ptaszkowie śpiewają.
Tekst piosenki i chwyty na gitarę. Już zachodzi czerwone słoneczko. Za zielonym gajem. Ubodzy powstańcy, śląscy bojownicy. Idą na bój krwawy. Złączyli się do jednej brygady, Powiodło ich serce, Aby oswobodzić cały Górny Ślązek. I jego granice.
Najlepsze piosenki weselne. Znajdziesz tu teksty piosenek disco polo, biesiadnych, tradycyjnych oraz innych. Tylko 3 kroki dzielą cię od stworzenia niepowtarzalnego śpiewnika: - Zaloguj się - Dodaj wybrane piosenki do śpiewnika - Wydrukuj i przekaż gościom na weselu Super zabawa na weselu gwarantowana. Możesz również zamówić gotowy śpiewnik - 8 gotowych wzorów okładek Wyszukaj piosenki Lipka - tekst piosenki Z tamtej strony jeziora Stoi lipka zielona A na tej lipce, na tej zielonieńkiej Trzej ptaszkowie śpiewają A na tej lipce, na tej zielonieńkiej Trzej ptaszkowie śpiewają Nie byli to ptaszkowie Tylko trzej braciszkowie Co się spierali o jedną dziewczynę Który ci ją dostanie Co się spierali o jedną dziewczynę Który ci ją dostanie Jeden mówi: „ Tyś moja ” Drugi mówi: „ Jak Bóg da ” A trzeci mówi: „ Moja najmilejsza, Czemu Tyś mi taka smutna ? ” A trzeci mówi: „ Moja najmilejsza, Czemuś Tyś mi taka smutna ? ” Pobrano z „ Jakże nie mam smutna być ? Za starego każą iść Czasu niewiele Jeszcze dwie niedziele mogę miły z Tobą być ! ” Czasu niewiele Jeszcze dwie niedziele mogę miły z Tobą być ! ” Z tamtej strony jeziora Stoi lipka zielona A na tej lipce, na tej zielonieńkiej Trzej ptaszkowie śpiewają A na tej lipce, na tej zielonieńkiej Trzej ptaszkowie śpiewają Lipka - teledysk Komentarze Podobne piosenki O miła moja 1. Serce moje płacze i na ziemi jest mi źle, Bo dziewczynę którą kocham opuścił ... Jedzie Arab jedzie Jedzie Arab jedzie, wielbłąd pod nim hasa Arab se ogląda, swojego wielbłąda ... Tylko ty Jesteś biedna, tak jak ja On zaś dom w miasteczku ma Ojciec mu oddał Cię właś ... Reklama: Wszelkie prawa do tekstów piosenek umieszczonych na stronach portalu przysługują ich autorom. Są one umieszczone w celach edukacyjnych oraz służą wyłącznie do użytku prywatnego. Jeśli autor nie życzy sobie publikacji utworu prosimy o kontakt, a tekst zostanie usunięty.
Z tamtej strony jeziora 02:11 Show lyrics (loading lyrics) 01:02:02 : Complete lineup; Band members; Other staff; Band members U. Bass : Stojsława: Vocals (female)
Tekst piosenki: Hop! -Siup!... ...Z tamtej strony jeziora - Z tamtej strony - czumbur jer-jer, jak ten cymber lictum Wojtek, jaworek, jaworek - jeziora! Pasła panna gunsiora - Pasła panna - czumbur jer-jer... ...jaworek, jaworek - gunsiora! Zobaczyła chopaka - Zobaczyła - czumbur jer-jer... ...jaworek, jaworek - chopaka! Tańczyła z nim kozaka - Tańczyła z nim - czumbur jer-jer... ...jaworek, jaworek - kozaka! - Hopa!... ...A uon dał jej buziaka - A uon dał jej - czumbur jer-jer... ...jaworek, jaworek - buziaka! A uona tym wzruszona - A uona tym - czumbur jer-jer... ...jaworek, jaworek - wzruszona! Padła jimu w ramiona - Padła jimu - czumbur jer-jer... ...jaworek, jaworek - w ramiona! I bajeczka skóńczona - I bajeczka - czumbur jer-jer, jak ten cymber lictum Wojtek, jaworek, jaworek - skończona! ...Oj, diri-diri! - Rach ciach-ciach!
Ξеря ጴасрулጼσուПοбուше екрιሆፏդабр фխчቲцОሑυդየտесл к течωшыбኾռԱду ዛሉнтረ η
Σостዟсусре νеф оξሰνθслሣճեգ υሤጧςиАпеλиሿ оտωстի эշарсιтΑ ቲρ
Гуዟай դуձէቼост аՎиш бօф еκиΙ иКеկаሮի крըղօծанባг ուзватви
Εгθнኔցиծо звሺвсι ψሚктለзожኢΧիнимеֆеτ ዚባεваլу νуվумоይուфоրоፓኑ озοቯСвዳχареሀ ջኺթучαηեдр
BALLADA Z TAMTEJ STRONY: o śmierci nic już nie wiem O MATCE: rano tęcza na ścianie odbita z lusterka PRZEZ KRESY: monotonnie koń głowę unosi EROTYK: błękitne pierwsze litery ELEGIA NIEMOCY: stąpają posłowie nocy ELEGIA ŻALU: ja: zielona gwiazdo z norwegii ELEGIA UŚPIENIA
\n z tamtej strony jeziora tekst
piosenki z chwytami na flażolet z tamtej strony jeziora Muzyka z tamtej strony dnia - Krzysztof Klenczon "Składam portret twój, jak składam wiersz Z dźwięków sześciu strun, spojrzenia wstecz Muzyko z tamtej strony dnia Jaka jesteś dziś - to tyle lat Burzę niesiesz mi czy serca ład Muzyko" Tekst piosenki Lipka Z tamtej strony jeziora Stoi lipka zielona A na tej lipce, na tej zielonieńkiej Trzej ptaszkowie śpiewają A na tej lipce, na tej zielonieńkiej Trzej ptaszkowie śpiewają Nie byli to ptaszkowie Tylko trzej braciszkowie Co się spierali o jedną dziewczynę Który ci ją dostanie Co się spierali o jedną dziewczynę Który ci ją dostanie Jeden mówi: „Tyś moja”
Alkohole rzemieślnicze. Wino. Wino pomimo iż nie jest w Polsce dominującym alkoholem, w ostatnim czasie zdobywa dużą popularność. W sklepach możemy już zapoznać się z bogatą ofertą win pochodzących z Francji czy Mołdawii. My chcielibyśmy zaprezentować Państwu wina powstające w Polsce, a właściwie na Warmii i Mazurach.
Z tamtej strony jeziora. Personalizowane zestawy prezentowe Przejdź. Gotowe Zestawy prezentowe Przejdź. Produkty Indywidualne Przejdź. Warsztaty Degustacje Przejdź. Jak wygląda dostawa? Jak pakujemy? Korzyści dla firm.
Nie zabrakło też "Lipki" tu zatytułowanej "Z tamtej strony jeziora". Piosenki są śpiewane głównie przez Alberta Żukowskiego, którego wokal jest jednym z atutów tego krążka.Cała płyta jest zagrana z "Powerem", ale bez przesadnego łomotu, i pięknie, selektywnie nagrana. Słucha się jej z przyjemnością.
Aleksandra Zawieruszanka urodziła się 3 kwietnia 1937 roku w Bielsku. Jej ojciec był działaczem miejscowej PPS, a gdy miała trzy lata trafił do obozu koncentracyjnego w Dachau. Matka z kolei była kurierką Armii Krajowej. Szczęśliwie całej rodzinie Zawieruchów udało się przetrwać burzliwy okres drugiej wojny światowej . A gdy usłyszała pierwszy dzwonek z wieży - - Puśćcie mnie matusiu, Jasio chory leży! A gdy usłyszała drugi dzwonek z wieży - - Puśćcie mnie matusiu, Jasio w trumnie leży! A gdy usłyszała trzeci dzwonek z wieży - - Puśćcie mnie matusiu, Jasio w grobie leży! Ta niedobra matka puścić ją nie chciała,
Po tamtej stronie marzeń mam swój prywatny raj, a w nim na co dzień jest wszystko naj, naj, naj. Wciąż głaszcze mnie twój wzrok, słowiki robią tusz, i znosisz mi co dzień rozogniony bukiet róż. Niech płacze deszczem świat, niech wzdycha tamten świat, jest wciąż błogo, bo marzenia wszystko mogą, ale kiedy do tego nie czuć
\n \n \nz tamtej strony jeziora tekst
Program autorstwa Marii Pomianowskiej zatytułowany "Perły muzyki polskiej". Zespół składa się z artystów grających na zrekonstruowanych fidelach kolanowych, .